Maria Murkowska

 

Wspomnienia o Marysi

Marysia Murkowska z d. Hajdrych urodziła się 16. maja 1940 roku w Cieszynie. Start życiowy nie był pomyślny, bo urodziła się bez obu nóg. Zatroskana matka Wiktoria Hajdrych od początku starała się by
wychować ją na w pełni samodzielną osobę. Zadbała by Marysia się uczyła – więc woziła ją codziennie w wózku do szkoły. W 1951 roku, miejscowy lekarz chirurg-ortopeda powiedział o Zakładzie Leczniczo-Wychowawczym dla dzieci Kalekich w Świebodzinie, gdzie mogą zrobić Marysi protezy – z miejsca napisany został  list o przyjęcie Marysi.

Już w 1952 roku Marysia stawiła się w Zakładzie. Zaaklimatyzowała się tam doskonale, szybko opanowała sposób poruszania się na stołeczku, była bardzo lubiana i zdobyła grono przyjaciółek. Po operacji przystosowania do oprotezowania w Poznańskiej Protezowni (w Świebodzinie jeszcze ich nie robiono), wykonano protezy obu nóg.

W 1955 roku po ukończeniu szkoły podstawowej powróciła do domu. Chciała uczyć się w Liceum Ekonomicznym, ale w Cieszynie nie było takich możliwości. Podjęła pracę nakładczą w Spółdzielni Inwalidów w zakresie dziewiarskim – robiła hafty na odzieży – wykorzystując wiedzę zdobytą w Zakładzie w Pracowni Terapeutycznej siostry Bronisławy. Celem było wypracowanie renty.

 W 1957 roku pojechała do Świebodzina na wymianę protez, potem wraz z grupą dziewcząt wybrała się do Przemyśla na egzaminy do Zawodowej Szkoły Krawieckiej dla Inwalidów. Opracowała w tym celu specjalny drążek, który pozwalał jej poruszać kikutem maszynę – jeszcze nie było maszyn  elektrycznych. Mimo wcześniejszych obiekcji Komisji Kwalifikacyjnej została przyjęta warunkowo. Już na półrocze otrzymała nagrodę za wyniki w nauce.

W Przemyślu spotkała swoją dawną koleżankę Władzię. Pani Wiktoria – mama Marysi, zaprosiła ją do Cieszyna na Święta, gdyż Władzia była sierotą wychowywaną przez babcię. Potem gdy Marysia pojechała do Przemyśla na jeszcze na rok nauki, Władzie została w domu rodzinnym Marysi i podjęła pracę w tej samej spółdzielni. Po szkole Marysia również dalej pracowała jako chałupnik.

W 1961 roku obie samolotem sanitarnym udały się do Świebodzina, Władzia na wyjęcie blaszek z nogi, Marysia na wymianę protez. Tu muszę dodać, że Marysia zawsze była głęboko wierząca i ufała Opatrzności. Zawsze w jej życiu coś się akurat zmieniało, by prowadzić ją dalej. Tak było i tym razem. Zatroskany dr Wierusz, zaproponował Marysi pracę jako instruktorki terapii zajęciowej, Marysia nawet o tym bała się marzyć. Zgodziła się, a Władzia zamiast niej pojechała do Cieszyna do mamy.

Od 1. lutego 1962 roku Marysia podjęła pracę w świebodzińskim ośrodku.

Podczas kolejnej wymiany protez w Poznaniu poznała pana Alka Rataja, z którym po 5. latach w 1967 roku wzięła ślub. Małżeństwo przerwała niespodziewana śmierć pana Alka w 1970 roku. Byli ze sobą tylko trzy lata bez trzech miesięcy.

Doktor Wierusz spostrzegł niezwykle pozytywne oddziaływanie Marysi na otoczenie, cenił również jej rozwagę, zaproponował więc pracę jako wychowawczyni na oddziale, a na słowa Marysi, że nie ma niezbędnej na tym stanowisku matury kiwnął głową – „Tam za oknem jest liceum, możesz kończyć wieczorowo”. Oczywiście szczęściu trzeba pomagać, ukończyła więc liceum i maturę zdała w 1967 roku.

Gdy wychowawcy przeszli pod Kuratoria Oświaty, niezbędnym było wyższe wykształcenie pedagogiczne i znów dr Wierusz podjął za Marysię decyzję, wezwał ją do siebie i zakomunikował, że musi zwolnić kilku wychowawców, bo nie mają wyższego wykształcenia, na to Marysia – „To mam czuć się zwolniona?”, – „Nie, zanotowałem, że złożyłaś dokumenty na wyższe studia”.

Studia pedagogiczne podjęła w Toruniu. Tematem pracy magisterskiej pisanej pod kierunkiem prof. Kossakowskiego były „Wzajemne stosunki młodzieży inwalidzkiej”. Praca została obroniona, tytuł magistra zdobyty. Jak łatwo się mówi, a to pięć lat wyjazdów z przesiadkami do odległego Torunia osoby podwójnie oprotezowanej, bez względu na pogodę itp.

W zawodzie przepracowała jako wychowawczyni na Oddziale Ortopedii II w Lubuskim Ośrodku Rehabilitacyjno-Ortopedycznym w Świebodzinie – na pełnym etacie prawie 30 lat.

W tym czasie powtórnie wyszła za mąż za pana Wojtka Murkowskiego syna naszej kochanej pani Jani Murkowskiej, jednej z pierwszych pracownic ośrodka. Bardzo się rozumieli, a my lubiliśmy ich dom przy ratuszu, szkoda tylko, że mieszkanie było na trzecim piętrze (a dokładniej na czwartej kondygnacji) – bez windy. Byli ze sobą ponad 25 lat. Pan Wojtek Murkowski zmarł w 2002 roku. Obaj mężowie spoczywają obok siebie na Cmentarzu Komunalnym w Świebodzinie.

Bardzo wiele dawały nam rozmowy z Marysią, nawet przejście na Ty przyszło nam z dużą trudnością, była tak wielkim dla nas autorytetem. Podczas pracy na oddziale stawała się mentorem życiowym dorastających dziewcząt, – pomagała im w przełamywaniu kompleksów. Przyjaźń z wieloma wychowankami trwała do końca.

Marysia odeszła 10 grudnia po krótkiej ale ciężkiej chorobie, a ostatnie miesiące spędziła w Głogowie w Domu „Uzdrowienia Chorych”, prowadzonym przez bezhabitową Wspólnotę Cichych Pracowników Krzyża. Od kilku lat jeździła tam, by za wikt i opierunek – mieszkając w małym pokoiku na parterze, pracować jako wolontariusz w recepcji domu. W okresie choroby tam znalazła pomoc i należytą opiekę, której nie doznałaby mieszkając na trzecim piętrze, bez możliwości wyjścia do jakiegokolwiek lekarza.

                                                                                                                              Elżbieta i Andrzej Medyńscy.

Zdjęcia różne wybrane: 

 

 

W Domu Uzdrowienia Chorych w Głogowie:

 
 

Ostatnie pożegnanie – Świebodzin 15 grudnia 2021:

 

Przeczytaj więcej:

Dużą rolę w usystematyzowaniu moich świebodzińskich wspomnień odegrały rozmowy z Marią Murkowską
w przytulnym lokalu „Mimoza” przy Placu Jana Pawła II w Świebodzinie – (AMED marzec 2015).