Druh Stanisław Janik
Wspomnienia o Druhu Stanisławie Janiku zacznę cytatem z mojej książki pt.: „Tu był mój dom – era Doktora Lecha Wierusza w Świebodzińskim Ośrodku”, z X rozdziału, o tytule Harcerstwo – są to wspomnienia z lat 1959 – 63, bo chyba najtrafniej ukazałem w nim Jego sylwetkę.
Cyt.:
Mimo, że większość wspomnień z najmłodszych lat pobytu wiąże się z siostrami zakonnymi, to również byli zatrudnieni świeccy pracownicy. Na internacie wychowawcy – mężczyźni, zazwyczaj pracowali krótko. Wyjątkiem dla nas – niezwykle szczęśliwym, był młody wychowawca Stanisław Janik. Urodził się 06.01.1936 roku w Limanowej. Od najmłodszych lat przejawiał ogromną aktywność i po maturze podjął pracę w ruchu młodzieżowym, w Zarządzie Wojewódzkim ZMP w Zielonej Górze, a po rozwiązaniu związku od 1957 r. został zatrudniony jako wychowawca w Zakładzie w Świebodzinie. Wprowadzał pierwiastek męskiego zachowania, pośród dominacji opiekunek – kobiet. Miał niezwykłe poczucie humoru, był kopalnią dowcipów, pracę na dyżurze zaczynał zazwyczaj nowym „kawałem”. Wspaniale je opowiadał – używając czasami gwary góralskiej. Nie stwarzał barier, był bardzo bezpośredni. To właśnie pan Janik zbiegał z nami pod natryski do łaźni w suterenie podczas piątkowych kąpieli. Grał z nami w piłkę nożną, doskonale grał w tenisa stołowego, często udzielając lekcji nowym adeptom. Wspaniale grał na pianinie i akordeonie.
Od 1960 r. również uczył w szkole. Studiując (zaocznie) w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze obrał na swoją specjalizację geografię i po jej ukończeniu uzyskał tytułu magistra. Zdecydowanie najbardziej lubił harcerstwo oraz kabaret, a dodatkowo przejawiał niesłychany talent poetycki, wyspecjalizowany głównie w humorystycznych wierszach, niekiedy z ciętą puentą. Uważał, że ma go po dziadku Dzikowskim. Jak sam mówił: „Nam góralom, to Bozia daje więcej skłonności do pisania, do muzyki, bo my jesteśmy wysoko, jakoś bliżej Bozi”.
W tamtych latach młodzież przebywała w Ośrodku całymi miesiącami, a często latami, dlatego wychowawcy zastępowali nam rodziców i to oni kształtowali nasze osobowości, rozwijali zainteresowania, pobudzali do twórczego poznawania świata. Druh Janik był dla nas wzorcem osobowości, od Niego w latach dzieciństwa otrzymywaliśmy wskazówki moralne i etyczne jak żyć, jak budować wartości. Zapewne rozumiał dobrze nasze problemy, rozłąkę z rodzicami – sam bowiem utracił ojca mając trzy lata. Jego ojciec zmarł w wyniku gangreny powstałej z ran odniesionych w wojnie obronnej 1939 roku.
Miałem to szczęście, że kiedy Druh Janik w 1961 roku przystąpił do tworzenia w Ośrodku Drużyny Harcerskiej ZHP „Nieprzetartego Szlaku” (wcześniej harcerstwo prowadzili m.in.: Witold Sołecki, Marian Kochanek, Stania Łuczak, Ryszard Anyszko, lecz wg. zasad tzw. „czerwonego harcerstwa”), będąc w klasie czwartej mogłem zostać harcerzem. Zgłosiłem się natychmiast i brałem udział w wyborze patrona powstającego Szczepu ZHP. Piszę szczepu, bo gdy do współdziałania przystąpiły druhny instruktorki: Joanna Różycka i Janeczka Baczańska – powstały dwie drużyny harcerskie oraz drużyna zuchów. Nie pamiętam kto zaproponował Kornela Makuszyńskiego, ale zapamiętałem, że byliśmy pod wrażeniem filmu pt.: „Szatan z siódmej klasy”, który zrealizowany został wg książki o tym samym tytule, a poza tym jedynymi dostępnymi komiksami były „Przygody małpki Fiki-Miki”, nie wspomnę filmu „Ewa chce spać” wg. K. Makuszyńskiego, bo urodę aktorki Basi Kwiatkowskiej–Lass mogli raczej docenić starsi koledzy i koleżanki. Dostałem się do zastępu „Cudaków”, który z miejsca zajął się przygotowaniem oprawy artystycznej pierwszego przyrzeczenia harcerzy – zwanych wkrótce Makusynami. Druh Janik dosłownie sypał tekstami, tak powstało pierwsze wydanie „Abecadła” (załączam jedną z wersji, bo było stale aktualizowane). Takiej podniosłej uroczystości nie zapomnę do końca życia. Nawet mieliśmy zastępczych rodziców chrzestnych, których zadaniem było wspieranie naszego ducha – moim była pani Goc – wychowawczyni z RII, Elę wspierała ulubiona pielęgniarka Danusia Wolińska. Ach, ileż wspomnień!
Kolejną ważną uroczystością był „Bal Andrzejkowy”. A gdy po roku wróciłem ponownie do Ośrodka (wtedy już nazywanego Sanatorium Rehabilitacyjno–Ortopedycznym) brałem udział w zaślubinach naszych Makusynów z Makusynami z Zielonej Góry, z bratniego Szczepu – pod wodzą Druha Harcmistrza Zbigniewa Czarnucha. Wkrótce byliśmy u nich z rewizytą i nowym programem „Indianie i Kowboje”. Były potem i inne programy. Przez Szczep Makusynów „przewinęło się” ponad tysiąc harcerek i harcerzy. Każdej sanatoryjnej uroczystości towarzyszyła artystyczna oprawa z udziałem Makusynów i tak było, aż do likwidacji szkoły.
Z działalności harcerskiej najbardziej wspominamy obozy. Najpierw były dwa wędrowne, tzn. przejazd autobusem i wielokrotne rozbijanie obozu w różnych miejscach obranego szlaku. Pierwszy odbył się w 1966 roku – była to wędrówka po Sudetach, (o ile wiem, brał w niej udział kol. Marcin Iwanicki). Drugi obóz odbył się w 1967 roku szlakiem po Warmii i Mazurach, a uczestniczyli m.in.: Ela Tablewska, Bogusia Trembaczewska, Ewa Szela, Basia Teodziecka, Ewa Gołaska, Zdzisław Czuszke, Józek Lawic, Zbigniew Urbaniak, Marcin Iwanicki i inni.
Harcerstwo popadło w pewne uśpienie, gdy druh Janik w 1968 roku, na 5 lat, oddelegowany został do tworzenia w Świebodzinie Szkoły Specjalnej – dziś jest to S.O.S.W. im. Lecha Wierusza, mieszczący się przy ulicy Żaków. Po powrocie, Druh dwa lata pełnił funkcję kierownika wychowania (w tym czasie podczas wakacji dwukrotnie umożliwił mi pracę wychowawcy na RII, co niezmiernie wzbogaciło moje przeżycia związane z Ośrodkiem), potem powrócił do szkoły jako nauczyciel geografii i biologii. Ale od samego początku – czyli od 1974 roku rozpoczęła się nowa era Makusynów – letnie obozy w Niesulicach, nad Jeziorem Niesłysz. Pierwszą kadrę stanowili druhowie: Stanisław Janik, Jan Klucznik, Marianna Klucznik, Ewa Behan, Krysia Olechnowicz, Mela Błaszczak, a obozową kuchnię prowadziła pani Renia Szczucka. W kolejnych latach wielu innych naszych Opiekunów z LORO doskonale odnalazło się w harcerskim życiu. Obozy stały się kuźnią odważnych i dzielnych ludzi, którzy własne życie budowali zgodnie z wartościami jakie niesie harcerstwo. Po kilku latach, gdy pierwsze roczniki wkroczyły w dorosłość, w 1987 roku, powstał niespotykany gdzie indziej pomysł kontynuacji obozowych spotkań poprzez Zloty Makuwygów – czyli dorosłych harcerzy, wnet z pojawiającymi się dziećmi, – po latach nawet z wnukami. Druh Janik przeszedł na emeryturę, po raz ostatni poprowadził obóz Szczepu ZHP im. Kornela Makuszyńskiego – Świebodzińskich Makusynów oraz szefował pierwszemu Zlotowi Makuwygów. W kolejnych latach pałeczkę przejął Lech Paczkowski, we współpracy z Janem Klucznikiem, Kaziem Kurczem i in. Obozy młodzieży sanatoryjnej oraz przez pewien czas organizowane tygodniowe biwaki dla pacjentów akurat przebywających w LORO skończyły się wraz z przemianami prywatyzacyjnymi odbywającymi się w LORO. Przetrwały Zloty Makuwygów – ostatni 33 odbył się w 2019 roku, gromadzą do dziś już trzy pokolenia.
Stanisław Janik będąc emerytem nie zarzucił twórczości poetyckiej, gdyż „dorabiając sobie” jako nauczyciel w S.P. nr. 6 przygotowywał z dziećmi występy, jak zawsze teksty pełne były dowcipu i trafnie uderzały w przywary ludzi, czy puentowały rzeczywistość.
Mocno przeżywał odejście ukochanej żony Alicji (2007 r.), pustkę i samotność rozładowywał aktywnie włączając się w twórczość „Kabareciku – Bakalareciku” działającego przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku z siedzibą w Świebodzińskim Domu Kultury. Kabaret tworzyli emerytowani nauczyciele, stąd jego nazwa. Niestety, tak owocna działalność trwała zaledwie trzy lata.
Odszedł nagle 01.07.2010 roku, w ostatnim pożegnaniu uczestniczyła również spora grupa wychowanków – dziś nazywających siebie Makuwygami.
W Świebodzinie mieszka Jego syn Mariusz wraz z Rodziną.
Dopóki żyjemy, jest z nami, ciągle gra nam w uszach Jego akordeon, a piosenki w Niesulicach przy ognisku śpiewa już trzecie pokolenie Makusynów rodem ze Świebodzina.
Twórczość Stanisława Janika – link do zbiorów druha Andrzeja Medyńskiego…
Teksty z programu kabaretowego na Dzień Nauczyciela w 1978 roku – link do zbiorów druhny Beaty Sowy (Brzostowskiej) …
Kto zachował jeszcze inne teksty?
Może ktoś zanotował montaż słowno-muzyczny wystawiony przez Zastęp „Cudaków” z okazji Dnia Edukacji Narodowej (Dnia Nauczyciela) w 1966 roku, pt.: Miłe złego początki, czyli fatalna uczta” , o którym wspomina kolega Jacek Teodziecki, czy przypomniany przez druha Lecha Paczkowskiego program zaprezentowany z okazji Dnia Służby Zdrowia w latach 1974 – 76 z którego pochodzi niniejszy fragment:
- Udawacze, udawacze, udawacze,
- mają sposoby na wszystkie choroby zapadać kiedy chcą.
- Od rana do wieczora
- jest odpowiednia pora, by mogła zmora rozpraszać jęki swe.
- I prawda to jest znana:
- Choroba udawana czasem dla swego pana w prawdziwą zmienia się.
A druhna Janka Baczańska przypomniała krótką przyśpiewkę dotyczącą telewizji;
- Chodźcie dziatki w try miga,
- telewizor już mryga.
- Tu mu mrygnie, i tam mrygnie,
- i mu gębę klawo wygnie.
Czekamy na dalsze…. Zadbajmy o ocalenie od zapomnienia twórczości druha Stanisława Janika.