Jan Krzysztof Smoleński – moje kontakty…
Wszystko zaczęło się kiedy przebywałem w sanatorium na oddziale pani dr Kotwickiej, a byłem jedynym dzieckiem nie z województwa zielonogórskiego, a z Małopolski. Właśnie wtedy zacząłem chodzić do piątej klasy szkoły podstawowej. Moim pierwszym nauczycielem był pan dyrektor Anyszko, a następnie pan prof. Sobociński, który zachęcił mnie do pracy w SKKT /Szkolne Koło Krajoznawczo Turystyczne/. Szefem koła był wówczas Tomek Gill, dzięki któremu uczestniczyłem w wielu organizowanych przez koło wycieczkach autokarowych po Polsce. Moim zadaniem na wycieczkach było między innymi zapisywanie kolejnych miejscowości, przez które przejeżdżaliśmy, a wieczorem podczas spotkania wszystkich uczestników były one odczytywane.
Właśnie wtedy zaczął się mój kontakt z Panem Profesorem, który w szkole uczył mnie matematyki, a w szkole średniej również języka niemieckiego. Po kilku miesiącach pobytu w sanatorium wracałem do domu i kontynuowałem naukę w swojej szkole, gdzie czasami byłem z materiałem dalej niż moi koledzy z klasy.
Podczas jednego z pobytów w sanatorium byli z wizytą nauczyciele z Niemiec i wtedy to poznałem jednego z nich – Guntera Byera, który w swojej szkole uczył j. rosyjskiego oraz niemieckiego. Gunter miał syna Floriana i córkę Katherinę. Florian był w moim wieku i w skutek porażenia mózgowego miał trudności w chodzeniu. Dzięki Panu Profesorowi mogłem poznać bliżej Guntera i jego rodzinę i wspólnie utrzymywaliśmy kontakt aż do momentu nagłej śmierci Guntera. Gunter przyjechał do Polski z Niemiec i najpierw był u prof. Sobocińskiego, a następnie miał przyjechać do mnie do Rzeszowa, jednak z soboty na niedziele jeśli dobrze pamiętam otrzymałem telefon od Pana Profesora, że nasz przyjaciel zmarł na zawał serca w hotelu w Świebodzinie. Z Gunterem znałem się chyba 17 lat. Zawsze kiedy miał przyjechać do Polski , do Świebodzina Pan Profesor pisał do mnie i zapraszał na spotkanie z nimi. Zarówno Gunter jak i jego syn Florian gościli również u mnie i razem zwiedzaliśmy okolice Rzeszowa i jego zabytki.
Później zacząłem przyjeżdżać na organizowane przez „Grupę Opty” zloty i wtedy zawsze mieszkałem w pokoju z Panem Profesorem gdzie mogliśmy spokojnie sobie porozmawiać o wszystkim.
Jeśli chodzi o Profesora – zawsze służył mi pomocą kiedy tego potrzebowałem. Przynajmniej raz w miesiącu jak nie telefonicznie to listownie kontaktowaliśmy się ze sobą. Bardzo dużo zawdzięczam Panu Profesorowi w okresie kiedy zmarł mój ojciec, wtedy to wraz z żoną – panią Honoratą wspierali mnie duchowo w tak trudnym czasie. Kiedy tylko napisałem do Pana Profesora, że potrzebuję porady i pomocy duchowej przychodziło wsparcie. Od 1998 roku kiedy stan zdrowia mojej mamy zaczął się pogarszać sam zawsze pisał do mnie i podtrzymywał mnie na duchu oraz pomagał w przetrwaniu tego trudnego okresu. Moja mama jest coraz bardziej niesprawna przez reumatyzm, a ja mimo przebytego w 10 dni po niespodziewanej śmierci ojca zawału serca nadal jestem jedynym jej opiekunem. Brat od 24 lat mieszka w Kanadzie i tylko w czasie urlopu w Polsce może nam służyć pomocą. Natomiast pan Profesor do ostatnich chwil swego życia był dla mnie podporą duchową tak jak i Pani Renia Gillowa – mama Tomka.
Jak tylko mam czas zawsze wspominamy z Mamą postać Pana profesora jak również dr Wierusza, bo to dzięki jego dobremu sercu mogłem być leczony w jego sanatorium.
Moje pobyty w sanatorium bardzo mile wspominam i to, że miałem okazję poznać tyle ciekawych osób choćby pana Macieja z windy czy panią Janię Murkowską, mamę pana Macieja, bo z nimi do czasu ich śmierci utrzymywałem kontakt listowny. Czas nieubłaganie ucieka i zacierają się wspomnienia.
Ze znajomymi bardzo podziwiamy zaangażowanie Janki Ochojskiej, za jej serce i oddanie innym ludziom nie zważając na niebezpieczeństwa oraz przeciwności losu.
Ja na razie mam 28 lat przepracowane w służbie zdrowia i jakoś daję sobie radę, choć przy obecnych układach czasami mam dość ale jak mówił mi Pan Profesor „głowa do góry i do przodu za to życie będzie dla ciebie ciekawsze”.