Elżbieta Medyńska – „To po prostu rodzina”

Elżbieta Medyńska – „To po prostu rodzina”

W LORO spędziłam dzieciństwo, młodość, blisko 12 lat swojego życia. Tu był mój drugi dom, a ludzie stąd to po prostu rodzina i wielu z nich wywarło zasadniczy wpływ na moje życie, między innymi dr Wierusz i prof. Sobociński.

W wieku 5 lat zachorowałam na chorobę Heine-Medina, przeszłam 23 operacje, skończyłam studia, 20 lat przepracowałam w zawodzie, założyłam rodzinę i wychowałam syna. Obecnie nasz syn Mateusz ma 24 lata, skończył studia prawnicze, zaczął pracę i jesteśmy z niego bardzo dumni.
A 25 lat temu, kiedy podjęliśmy decyzję o urodzeniu dziecka byłam pełna obaw. Mój lekarz poprosił mnie o opinię ortopedy. Tzw. Skolioza porażenna po wielu poważnych operacjach kręgosłupa, przeciążenia, odwapnienia etc . Pojechałam z wizytą do Świebodzina do dr Wierusza, on najbardziej znał mój faktyczny stan zdrowia, znał stopień zagrożenia. Pamiętam jak na koniec wizyty powiedział – „Ela, rzeczywiście może być różnie, trudno wszystko przewidzieć. Jednak gdybym ja był kobietą to bym się zdecydował”.
Ponoć pierwsze zdjęcie miesięcznego Mateusza dr Wierusz nosił przy sobie i pokazywał z dumą jak własnego wnuka. Wszyscy z dużą serdecznością zawsze śledzili losy naszej rodziny, zresztą w pewnym stopniu trwa to do dzisiaj. Jesteśmy tzw. „sanatoryjnym małżeństwem”, oboje z mężem spędziliśmy wiele lat na leczeniu, wychowaniu i nauce w LORO. Tutaj się poznaliśmy.
Dlatego zarówno z okazji ślubu jak również kiedy urodził się Mateusz otrzymaliśmy wiele życzeń i gratulacji od naszych przyjaciół ze Świebodzina / pan prof.Sobociński przyjechał również na nasz ślub/. To nie tylko było zainteresowanie naszym losem, to przede wszystkim było dla nas wielkie wsparcie, akceptacja tego co robimy, wspomaganie naszych decyzji.
Pan dr Szulc pisał – „Kochani przesyłamy Wam nasze najserdeczniejsze gratulacje z okazji urodzin „następcy tronu” rodu Medyńskich. Aby Łaska Boża i ciepło rodziców było zawsze z Nim. ..Dziękujemy bardzo za tę radosną wiadomość. Cieszymy się bardzo, że młoda Mama czuje się dobrze i te wszystkie ciężkie chwile przeżyła po bohatersku, a mały Mateusz jest dzieckiem zdrowym i pełnym sił. Mamy nadzieję, że będzie się chował dobrze i sprawi swym rodzicom wiele radości. Przesyłamy serdeczne pozdrowienia całej „Wielkiej Trójce” M.K Szulcowie z synami. Świebodzin 05.12.1981 ” Pani dr Kotwicka pisała – „Składam Wam Kochani Rodzice serdeczne gratulacje z okazji narodzin Waszego Syna. Niech rośnie zdrowo i chowa się wspaniale, wierzę, że w Waszym domu wyrośnie na dobrego Polaka. Załączam miłe życzenia świąteczne Wanda Kotwicka 20.12.1981 „
Pan prof.Sobociński 22.12.1981 pisał – ” Kochani! Bardzo ucieszył mnie ostatni Wasz list. Bravo, bravissimo! Toż to sukces nie dający się określić. Mówiłem Wam kiedyś, jak dr Wierusz wyrażał obawę, czy to się uda: a wczoraj rozmawiałem z Kotwickimi oboje ślą Wam gorące życzenia i gratulacje. Imię wybraliście wspaniałe. Wszak to imię wymienia się jako pierwsze wśród ewangelistów /jego -tego imienia tłumaczenie z hebrajskiego oznacza „dar Jahwe”/ .Biskup Mateusz sprowadził cystersów do Polski /XI w/. Mateusz z Krakowa był czynnym działaczem na soborach w Konstancji i Bazylei /XIV w/. Ostatnio imię Mateusz nie było specjalnie popularne, ale to nie przeszkadza, żeby popularności nabrało. Mnie zastanowiła wiadomość, że Wasz Mateuszek jest jedynym wnukiem pp.Medyńskich. Przypominają się słowa ewangeliczne w związku z tym , co opowiadałeś Andrzejku :” Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym”. Tak często bywa. A teraz do Ciebie , młoda Mamo. Gratulacje i życzenia oraz wyrazy uznania jeszcze większe niż ojcu. Jak dojdziesz do sił i oswoisz się z nową pozycją społeczną, to napisz słów kilka jak się czujesz i jak sprawuje się Twój Pierworodny..Mateuszowi posyłam cudowny medalik Matki Bożej. Niech spogląda na niego. Cieszę się, że będą chrzciny jak w prawdziwej Polsce. Całujemy Was serdecznie J.H.Sobocińscy”
Przez wiele lat utrzymywaliśmy i nadal utrzymujemy bardzo ścisły i serdeczny kontakt z naszą „sanatoryjną rodziną”. Dr Wierusz był u nas w Warszawie i nocował w naszym domu. Wiąże się z tym śmieszne zdarzenie, bo przyjechał nieco wcześniej niż się spodziewaliśmy i nasza opiekunka do Mateusza, która akurat była z nim na spacerze, przesiedziała z dr Wieruszem na ławce ok. 2 godz., bo nie chciała wpuścić nieznajomego do domu. Również gościliśmy pana mgr Piszczyńskiego, dr Abłażej i wielokrotnie prof. Sobocińskiego. Serdeczna znajomość tak wspaniałych ludzi była dla nas wielkim darem i wyróżnieniem oraz dodawała siły w zmaganiach z trudnościami dnia codziennego. Przez wiele lat jeździliśmy wraz z dorastającym Mateuszem do Świebodzina, dużą część czasu spędzając na serdecznych rozmowach w rodzinach naszych przyjaciół. Pomagało to nam podtrzymywać wpojone przez tych ludzi poczucie własnej wartości, normalnej przynależności do społeczeństwa i ufam, że dobrze wychować syna.