Mój Świebodzin – wspomnienia

Beata (Brzostowska) Sowa – Mój Świebodzin

MÓJ ŚWIEBODZIN

Długo się zastanawiałam jakimi słowami po prawie 30 latach wyrazić dzisiaj przeżycia 10-12 letniej dziewczynki, która 14 września 1976 roku po raz pierwszy przekroczyła progi Lubuskiego Ośrodka Rehabilitacyjno Ortopedycznego w Świebodzinie. Jak opisać co było wtedy dla niej ważne, czym żyła, kogo spotkała wtedy na swej drodze? Nie znajdując takich słów spróbuję odwołać się do przechowywanych przez prawie 30 lat listów, które wtedy pisałam do swoich Rodziców i które do dzisiaj, razem listami, skrzętnie zbieranymi podczas obu pobytów w LORO, przechowuje jako najcenniejszą pamiątkę z tamtych lat.

W listach tych, jak przystało na dziecko, nie ma głębokich przemyśleń, skrywanych nawet przed najbliższymi uczuć, których wtedy nie potrafiłam nazwać: strachu, tęsknoty, czasami osamotnienia, mimo bardzo częstych odwiedzin Rodziców i cioci Marysi i wujka Aleksa z pobliskiego Sulechowa. Pisałam niekoniecznie o tym, co naprawdę mnie trapiło, ale to, o czym mogłam według mnie powiedzieć Rodzicom nie martwiąc ich zbytnio. Nie potrafiłam napisać: boję się wielu rzeczy, które mnie spotykają, bo nie chciałam im sprawiać kłopotu. Pisałam np.: czuję się świetnie, tylko doktor kazał mi leżeć w łóżku! Na zewnątrz zawsze byłam rozsądną dziewczynką, która musiała zrozumieć, że nie może tak jak jej kuzynki być cały czas w domu i jeśli sobie pozwalała na łzy, to takie ciche, w kąciku. W listach widać też, że mimo oddalenia od domu cały czas żyłam sprawami rodziny, starałam się na bieżąco wiedzieć co się dzieje u moich dziadków, cioć, kuzynów, tak jakbym chyba podświadomie nie chciała zerwać tej cienkiej nici, która łączyła mnie z „normalnym życiem”. Jak inne było moje wczesnoszkolne dzieciństwo uświadomiłam sobie dopiero, gdy moje własne dzieci poszły do szkoły. To, że codziennie po zajęciach wracały na obiad do domu, że codziennie w domu odrabiały lekcje, było tak inne od moich własnych wspomnień z tego okresu. Nie wiedzieć czemu rzadko wspominani są mojej korespondencji ludzie, którym patrząc z dzisiejszej perspektywy wszystko w LORO zawdzięczam:

  • lekarze dr Lech Wierusz. dr Krzysztof Szulc, dr Roman Spiler, dzięki którym, mimo 100 stopni skrzywienia kręgosłupa, dzisiaj jestem prawie prosta i mogę prowadzić normalne życie;
  • moje wychowawczynie w klasie IV i VI – pani Władysława Kozyra, która tak bardzo rozbudziła we mnie miłość do historii, że oprócz tego, iż w klasie IV przeczytałam cały historyczny podręcznik z klasy VIII … mam dzisiaj męża historyka; – ucząca nas logicznego myślenia na matematyce i fizyce pani Lucyna Cieniuch, a także jedyna polonistka, która postawiła mi trzy „2” w ciągu jednego semestru – pani Edyta Królik, niezrównani druh Stanisław Janik i Jan Klucznik oraz pozostali nauczyciele w szkole i wychowawcy na oddziale, których słowa i przekazana wiedza tkwią we mnie nadal;
  • wyciskający z nas ostatnie poty na biegach i nie tylko – rehabilitanci i masażyści : pan Piotr, pani Lucynka, pan Marian …
  • nie mieszczący się w żadnej z wymienionych kategorii, ale niezapomniani: pan Edmund Królik (foto), pan Zenon Piszczyński (filmy) oraz nieznana z imienia i nazwiska miła pani z rentgena.

Jest za to, i to jest może największa wartość tych listów, proza ówczesnego życia: opis zwykłego dnia w Ośrodku, co działo się w szkole i na oddziale, gdzie byliśmy na wycieczce i jaki film obejrzeliśmy w kinie, troska czy zdobyte z trudem banany nie popsuły się w paczce oraz wiele niezwykłych już dzisiaj próśb o … długopis chiński, smalec, cukier, czy suchą kiełbasę – wtedy nie do zdobycia w sklepie. Szczególny sentyment czuję do krótkiej kartki zawierającej słowa: jestem już po zabiegu, czuję się dobrze….

W Świebodzinie przebywałam dwukrotnie: na oddziale R-1 od 14 września 1976 roku do 8 maja 1977 roku (gorset), i na ort-II. od 2 lipca 1978 roku do 15 stycznia 1979 roku (zabieg). W chwili przyjazdu do LORO miałam już za sobą 3 letni pobyt Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Kalekich w Policach, gdzie niestety moje leczenie skoliozy nie przyniosło żadnych efektów. Miałam za sobą również wizyty u prawie wszystkich ówczesnych sław ortopedycznych w Polsce z prof. Grucą i Degą na czele, u których moi zrozpaczeni Rodzice szukali ratunku. Właśnie podczas drugiej wizyty u prof. Degi w 1976 roku usłyszeli, że jedyną szansą dla mnie jest Świebodzin, gdzie dyrektorem jest dr Wierusz – uczeń profesora. Dostać się wtedy do Świebodzina nie było łatwo, gdyż jako mieszkanka województwa szczecińskiego mogłam być leczona tylko w … Ośrodku w Policach.

W tym miejscu nastąpił niezwykły splot okoliczności, o którym tutaj chciałabym wspomnieć. To, że w ciągu 2 miesięcy znalazłam się w Świebodzinie zawdzięczam całemu łańcuchowi ludzi dobrej woli: bardzo dalekiej rodzinie z Sulechowa, która akurat wtedy będąc na wczasach nad morzem odwiedziła nas w Gryficach, i dowiedziała się od mojej Mamy, że poszukujemy jakiegoś sposobu , aby „dostać się” do Świebodzina; razem z nimi wypoczywającym ich znajomym lekarzom – państwu Steinom, którzy zaraz po powrocie do Sulechowa, 22 lipca 1976 roku zaprosili nas do siebie (dla nas to byli w końcu obcy ludzie) i skontaktowali ze swoją znajomą – rehabilitantką z LORO panią Neli Mysiak (nie wiem, czy dobrze pisze jej nazwisko); a na końcu dr Wieruszowi, który wysłuchawszy od pani Mysiak mojej historii, zgodził się mnie przyjąć. Po badaniu doktor, wbrew przepisom i rejonizacji wypisał wniosek z adnotacją „bardzo, bardzo pilne!”, dzięki któremu już we wrześniu tego samego roku przekroczyłam progi LORO.

Wspomniana wcześniej ciocia Marysia i wujek Aleks z Sulechowa z rodziny dalekiej stali się bardzo bliską. Odwiedzali mnie w każdą niedzielę, kiedy nie przyjeżdżali Rodzice (z Gryfic do Świebodzina jest ponad 250 km.), za każdym razem przywożąc w owiniętych w ręczniki miseczkach domowy obiad i inne wtedy trudne do zdobycia smakołyki. Ze szczególnych okazji jak Mikołajki, czy … „pójście do gipsu”, odwiedzali mnie też w tygodniu, nocowali i gościli moich Rodziców, gdy na sobotę i niedzielę lub święta przyjeżdżali do mnie. Zatrzymywaliśmy się u nich zawsze, gdy jeszcze wiele lat po zabiegu, przyjeżdżaliśmy do LORO na kontrole. Jak mi później powiedzieli, byłam dla nich jakby ich prawdziwą, zmarłą we wczesnym dzieciństwie córką – też Beatą. Dzisiaj oboje już nie żyją, wydawać by się mogło, że nie zrobili nic niezwykłego, ale według mnie zasługują na „pomnik trwalszy od spiżu” i dlatego w tym miejscu chciałabym o nich wspomnieć.

Taki sam pomnik, oprócz oczywiście gotowym zawsze poruszyć niebo i ziemię, aby mi pomóc Rodzicom, postawiłabym innemu niezwykłemu lekarzowi z LORO – dr Szulcowi. On mnie operował, a tym samym sprawił, że przynajmniej zewnętrznie przestałam być „odmieńcem” wśród zdrowych rówieśników i mogłam na stałe wrócić do domu. Jego pełne życzliwości, ciepła i humoru podejście do nas, wydawać by się mogło przestraszonych czekającą nas perspektywą nastoletnich pacjentek, powodowało, że bardziej niż samej decydującej o naszym życiu operacji, bałyśmy się … lewatywy przed zabiegiem. Miałam również to szczęście, już jako dorosła osoba gościć go kilkakrotnie w swoim domu, gdy przebywał na kuracji w pobliskim Kamieniu Pomorskim. Wtedy zawsze badał moich synów i uspokajał, że na szczęście nie odziedziczyli mojej przypadłości.

Na koniec, chociaż nie tylko to ocalało w mojej pamięci, stają mi przed oczyma moje koleżanki i koledzy, których wesołe wpisy i nazwiska wypełniają mi strony dwóch pamiętników. Niektórych pamiętam bardzo dobrze, innych twarze rozmył już czas. Z Gabrysią utrzymuję nieprzerwany kontakt od prawie 28 lat, Jolę i Olka odnalazłam ponownie dzięki stronie OPTY. Co porabiają inni, jak ułożyło się im życie? Czy czytając te listy przypomną sobie swoją koleżankę Beatę Brzostowską?


LISTY PISANE PODCZAS POBYTU NA ODDZIALE R-1.

Kochani !!

W pierwszym moim liście opowiem Wam jak tu jest. Rano chodzimy na biegi, po biegach jest wizyta lekarzy. Potem jest śniadanie. Po śniadaniu idziemy na masaż i na ćwiczenia. Potem po ćwiczeniach jest odrabianie lekcji. Obiad mamy o godzinie 13.00. Od 13.30 do godziny 17.30 mamy lekcje. Po lekcjach jest kolacja. Światła mamy gaszone o godzinie 21.30, pobudka jest o godzinie 6.30. W szkole mam już dwie 4+ i jedną 5. Pani nauczycielka prosiła, żebyś napisała kartkę, że jestem ubezpieczona w Policach. W niedzielę była u mnie ciocia z Sulechowa ze swoimi znajomymi, ci co byli z nimi na wczasach. Zdobyłam już dwie nagrody. Ciocia przywiozła mi banany. W świetlicy mamy kolorowy telewizor. Jestem na oddziale R-1 w sali nr 4. Pozdrów wszystkich – Beata.

Kochana Rodzinko!

10.10.76 r.

Dziękuję Wam za list. Proszę, abyście mi przysłali albo przywieźli szydełka i trochę wełny. W piątek, czyli 8.10. byliśmy na wycieczce w Poznaniu. Zwiedzaliśmy tam ogród botaniczny, stare i nowe ZOO i Cytadelę. Mam nadzieję, że kartkę z Poznania już dostałaś. Też 8.10. dostałam list od Joli. Ona jest teraz w Poznaniu i się uczy. Jola pisała, że Andrzej ma nowego kota. U mnie z czasem jest bardzo krucho. Z góry przepraszam za pismo i błędy. Mój długopis ten z Niemiec się popsuł. Napisz, czy już przyszły paczki z Niemiec, czy już Magda i babcia wróciły ze szpitala. Kończę list – Beata.

Kochani!

Świebodzin 6.11.76 r.

Ja jestem zdrowa. Nie przyjeżdżajcie do mnie 14-tego, bo 21-tego będzie wywiadówka. Przywieźcie mi mazaki siedmiokolorowe. Już trochę lepiej biegam. Piątego była u nas akademia z okazji 59-tej rocznicy Rewolucji Październikowej i byli radzieccy żołnierze. Przepraszam za pismo, bo piszę na ciszy. Dziękuję za list. Dostałam dwie kartki od pani Marysi Szymul. Kończę list. Pozdrawiam wszystkich. Pa, pa całusów 102, a jak się zmieści to 240.

Kochany Tatusiu!

Świebodzin 28.11. 76 r.

Serdecznie dziękuję Ci za list. Doktor mnie pochwalił i w czwartek idę do gipsu. Dostałam list od grupy, a od mamy paczkę i widokówkę. 27.11. była u nas dyskoteka. Robimy sobie „Mikołajki” Nie zapomnij kupić mi segmentu, jak przyjadę to już ma być. Kończę list. Pozdrawiam Cię – Beata.

Kochani!

Świebodzin 13.12.76 r.

Serdecznie dziękuję Wam za list. 5.12. była u mnie ciocia z Trzciela, ciocia z wujkiem z Międzychodu i takich dwóch dużych chłopaków. 12.12. była ciocia z Sulechowa, wujek Aleks, Bogdan i Jurek. U nas jest odkaraluszanie, bo wtedy nie było. Od cioci na Mikołaja dostałam buta z cukierkami, pieska, banany i pomarańcza. A od naszego Mikołaja dostałam małego pieska i serwetkę. Uczę się dobrze. Zasyłam pozdrowienia. Pa, pa całusów 102, a jak się zmieści to 240.

Kochani!

Świebodzin 20.12.76 r.

Jak przyjedziecie to przywieźcie mi: w słoiczku trochę smalcu i słoik cukru. Bo wieczorem po kolacji robimy sobie drugą kolację i zawsze jem suchy chleb. Grzejemy wodę na herbatę i potrzebny mi jest cukier, bo herbatę sobie kupiłam. Kończę list, pozdrów wszystkich – Beata.

Kochani!

Świebodzin 11.1. 77 r.

Serdecznie dziękuję Wam za list. Czuję się świetnie, tylko doktor kazał mi leżeć w łóżku. Nasza klasa już się rozłączyła z piątą i lekcje mamy osobno. W niedzielę byli u mnie wujek, Jurek, Bogdan i ich kuzynka. U nas jest bardzo dużo śniegu i jest ślisko na ulicach i chodnikach. Dostałam list od grupy [z Polic] i im już odpisałam, a klasie odstawiłam list „aż, aż”, że się za głowę złapią. 16-tego jest niedziela informacyjna i chyba doktor Wam powie kiedy idę do domu. Z kartkówki z przyrody dostałam 5=. Jedną 100-wę oddałam pani na książeczkę, a drugą 100-wę mam u wujka. Kończę list. Pozdrów wszystkich – Beata.

P.S. Przywieźcie mi koperty i znaczki.

Kochani!

Świebodzin 23.1.77 r.

Serdecznie dziękuję Wam za listy i paczkę. Doktor powiedział, że [gips] tak może być, bo i tak już w nim długo nie pochodzę. Paczkę otrzymałam i radio było całe, a pomarańcza nie zgnite. Tatusiu weź sobie tydzień urlopu w czerwcu, to byśmy pojechali do Rydzyny, a resztę w sierpniu, bo ja chcę abyśmy pojechali wszyscy razem w góry. Bardzo Cię proszę żeby tak było. Nie zapomni o segmentach, bo ja już w lutym przyjeżdżam. U mnie była ciocia z Sulechowa. U nas już śnieg topnieje i na drogach nie jest ślisko. Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale całkiem zapomniałam. Jak się czujecie, bo ja dobrze. To z ust już mi schodzi. My już mamy ferie. Oto moje oceny na półrocze: j. polski – bdb, matematyka – bdb, przyroda – bdb, geografia – bdb, wych. muz. – bdb, wych. plas. – bdb, wych. fizyczne – bdb, Z.P.T. – bdb, sprawowanie – wzorowe. Wszyscy wzorowi uczniowie dostali pochwałę od pana dyrektora. Na apelu razem z Kasią mówiłam wiersz o wyzwoleniu Warszawy. Na okres ferii przygotowane są imprezy. Nasza grupa organizuje bal przebierańców. Kończę list. Pozdrówcie wszystkich – Beata.

Kochani!

Świebodzin 31.1.77 r.

Serdecznie dziękuję Wam za list. Jak się czujecie, bo ja jestem przeziębiona, ale nie leżę w łóżku. Przyjedźcie do mnie na urodziny, tak jak mi mówiliście. I przywieźcie mi nowy długopis, bo ten długopis mi pękł, ale skleiłam taśmą, i coś do picia. W turnieju sportowym nasi wygrali uzyskując 104 punkty. Powiedz Przemkowi, że te rysunki mi się bardzo podobały. Jak spotkasz siostrę Krystynę to daj jej mój adres, ba zapomniałam włożyć kartkę do koperty. Umiem robić na drutach, bo mnie Ela nauczyła. Kończę list, pozdrów wszystkich -Bebe.

Kochani Rodzice!

Świebodzin 7.2.77 r.

Jeszcze raz dziękuję Wam za paczkę i listy. Jak Wam mówiłam w paczce było wszystko w porządku. W niedzielę była ciocia z Sulechowa. Oni myśleli, że wy przyjedziecie, bo tu jest sucho. Prosili mnie abym wam napisała, żebyście im przywieźli ten ser co wujkowi smakował. Ciocia, wujek, Bogdan i Jurek wszystkich Was pozdrawiają. Ja czuję się dobrze. Doktor już przyjechał i mówił, że niedługo ściągnie mi gips. Przywieźcie mi trochę suchej kiełbasy, bo niektóre dziewczyny mają. Kończę list, pozdrówcie wszystkich wasze – Bebe.

Kochani!

Świebodzin 14.2.77 r.

Serdecznie dziękuję Wam za listy. Jak się czujecie, bo ja dobrze. Pytałam się doktora, kiedy mi ściągnie gips, a doktor tyko ma mnie popatrzał. U nas jest brzydka pogoda, cały czas wieje wiatr i pada deszcz. W niedzielę była u mnie ciocia, wujek i Bogdan. Kazali Was pozdrowić. Jak dostaniecie to przywieźcie mi trochę suchej kiełbasy, bo nieraz mam smaka. Siostra mi nie zabierze. Przepraszam za pismo i błędy. Pa, pa wasze Bebe.

Kochani!

Świebodzin 25.2.77 r.

Bardzo dziękuję Wam za list i paczkę. Ja w czwartek nie poszłam do gipsu, bo doktor powiedział mi, że jeszcze dam się wyciągnąć i że jest lepiej jak przedtem. Jak Lucyna odjeżdżała to w nocy przyszła mnie smarować a rano siostra się ze mnie śmiała. Kwiat już mi zmarniał. Wczoraj była u mnie ciocia, wujek i Jurek. Przywieźli mi koktajl z owocami, coś konkretnego do jedzenia i troszkę słodyczy. A Jurek jak był w Warszawie, to przywiózł mi ciastka w ładnym pudełku, na którym na wierzchu była rozkładana bajka o Jasiu i Małgosi. Mam do Was prośbę: przyślijcie mi parę widokówek z kwiatami i znaczki po 1 zł. Mam dla mamy niespodziankę. Kończę list, pozdrówcie wszystkich – wasze kochane Bebe.

Kochani!

Świebodzin 29.3.77 r.

Bardzo dziękuję Wam za paczkę i list. W paczce nic mi się nie popsuło, ogórki bardzo mi smakowały. Ten strój mi się przydał. W poniedziałek szliśmy topić marzannę. Nad jezioro było 3 kilometry. Jak przyszłam to myślałam, że mi nogi „odlecą”. Dzisiaj dostałam trzy piątki. U nas jest brzydka pogoda, bo zaczyna papadywać śnieg. U nas z sali odeszły dwie dziewczynki. Jak przyjedziesz to przywieź mi: parę guzików, nici, koperty. W gipsie czuję się dobrze. Jak wy się czujecie i jaka u was jest pogoda? Ja zrobiłam sobie kalendarz i codziennie skreślam jeden dzień. Do wyjazdu zostało mi 42 dni. Jestem tu już blisko 200 dni i dostałam już 110 listów. Jest już bardzo późno i muszę kończyć, bo siostra gasi już światła. Więc do zobaczenia.

Kochani Rodzice!

Świebodzin 18.4.77 r.

Dziękuję wam za zaległy list. Byłam dzisiaj w Warsztatach i gorset mi poprawiali. A przy obiedzie znowu mnie zaczęło cisnąć, ale teraz od razu powiedziałam siostrze, a siostra mi kazała zgłosić na wizycie. U dentysty dzisiaj nie byłam, bo jak poszłam, to dentystki na chwilę nie było, a potem zapomniałam. Dzisiaj na pierwszej lekcji było sprawozdanie z wycieczki do Warszawy, także lekcji miałam tylko jedną i już o godz. 15.10 byłam wolna. Szynkę, pomarańcza i jajka te z „wódką” już zjadłam. Został mi jeden ogórek i reszta słodyczy. Najgorzej idą mi jabłka, bo zjadłam dopiero jedno. Dzisiaj w bibliotece wypożyczyłam książkę „Wielka, większa i największa”. Czytam już ją na stronie 65. […]Kończę ten list, pozdrów wszystkich – Bebe.

Kochani Rodzice!

Świebodzin 27.4.77 r.

Bardzo dziękuję Wam za list. Byłam już u dentysty. Miałam dwie dziury i już mam je wyleczone. Gorset mi już poprawili i mnie już nie ciśnie. Na 1-go maja mam mówić wiersz, już się go nauczyłam. W niedzielę była u mnie ciocia i wujek. Przywieźli mi też jeszcze jeden kompot i [napój] euro-limo. U nas w klasie trwa konkurs na najładniejsze pismo, na razie mam II miejsce. Od Joli na pamiątkę dostałam takiego diabła, którego się przykleja do szyby. Ja musze kupić jeszcze trzy pamiątki. Mamo, chyba zapomniałaś o tych długich szydełkach, bo dziewczyny nie mogą się doczekać. Ja też już liczę dni, zostało mi jeszcze 9. Do nas do sali przyszła nowa dziewczynka, nazywa się Małgosia Stec. Powiedz Przemkowi i Asi, że na pewno będę na ich uroczystościach. Kończę list, bo śpieszę się na ćwiczenia. Pozdrawiam wszystkich, no i Was – Bebe.


LISTY PISANE PODCZAS POBYTU NA ODDZIALE ORT- II.

Moi Kochani!

Świebodzin 5.07.78 r.

Jestem w sali nr 3. Wcale nie spałam na wózku. Zaraz jak pojechaliście, to siostra kazała mi się przeprowadzić. W sali jestem z trzema koleżankami: Elą, Cecylią i Anielą, z którą byłam w czwórce jeszcze na R-1. Dzisiaj byłam pierwszy raz na ćwiczeniach i wyciągu. Na masażu nie byłam, bo nie mam zlecenia. Mam dużo „starych” i „nowych” koleżanek. Jem wszystko i biegam też tyle ile potrzeba. Nie jestem w najmłodszej grupie, tylko trochę starszej i naszą wychowawczynią nie jest Pani Jola, ani Pani Marysia, tylko jakaś Pani Ula, której jeszcze nie widziałam. Dlatego więc wszystkie pieniądze mam przy sobie. Jest mi tu dobrze, chociaż w pierwszy dzień tęskniłam za Wami. Mamo napisz mi długi list i opowiedz cały odcinek „Palliserów”, bo tutaj mogą go oglądać tylko klasy licealne. Kończę ten króciutki liścik, bo nie mam więcej o czym pisać, pozdrawiam Was wszystkich, a najmocniej Mamę i Tatę, Wasze chyba kochane – Bebe.

P.S. Przepraszam za brzydkie pismo i błędy, ale ten list pisałam piórem i jakoś mi to nie wychodziło.

Cześć Droga Mamo i Tato!!!

Świebodzin 9.07.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za paczkę. Jeden banan w drodze się popsuł, a reszta była całkiem dobra. Paczkę otrzymałam dzisiaj, tj. w niedzielę 9.07. Przyjedźcie do mnie 16.07, bo to będzie akurat niedziela informacyjna. Jak już Wam pisałam w poprzednim liście (być może jeszcze w sobotę go nie dostaliście), jestem w sali nr 3, zaraz jak wyście pojechali siostra przeniosła mnie tutaj. Nie mogę w to uwierzyć, żeby tata sam napisał do mnie list, chyba musiał być trochę „na gazie”, (napisz mi mamo jak to naprawdę było).

Kończę ten króciutki liścik, bo wszystko co miałam napisać, napisałam w poprzednim liście. A więc do zobaczenia – Beata.

P.S. Jak zwykle bardzo gorąco pozdrawiam wszystkich. Pamiętajcie przyjedźcie na pewno 16.07.78 r.

Moi Kochani!

Świebodzin 21.07.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za paczkę i widokówkę, którą dostałam wczoraj tj. 20.07.78 r. Banany były całkiem dobre, niektóre nawet zielone.

W środę miałam robione dwa zdjęcia na stojąco, a dzisiaj dwa na leżąco. Dzisiaj wieczorem zakładam gorset i jeżeli będzie mnie cisnął, to jutro zgłoszę doktorowi na wizycie, żeby mi to poprawili. Zgłosiłam doktorowi o gorsecie już w poniedziałek, ale on powiedział, że musi to zobaczyć. Przed chwileczką wróciłam z gabinetu doktora, zostało mi 92°, pojemność płuc ma jeszcze mniejszą, bo tylko 1000. We wtorek byliśmy w kinie na filmie pt. „Trędowata i ordynat Michorowski”. Bardzo mi się ten film podobał, tylko szkoda, że był w starej wersji. Wczoraj byli u mnie wujek, Helena i Jurek. Byli krótko, bo musieli przygotować się do drogi. Jurek z Heleną mają wpaść do mnie jeszcze w niedzielę. Mamo! Jak przyjedziesz to przywieź mi te drewniaki, (których nie przysłałaś w paczce), skarpetki zielone z „froty” i kup mi kolorowy strój kąpielowy, albo przywieź stary. Przed chwilką dostałam list od dziadka Andrzeja, pozdrów go serdecznie i podziękuj za list. Ja dziadkowi niedługo odpiszę. Na tym kończę ten list, pozdrawiam Was wszystkich – Beata.

Kochani Rodzice!!!

Świebodzin 9.08.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za paczkę, którą otrzymałam dzisiaj przed obiadem tj.9.08.78 r., szła bardzo długo i już się niepokoiłam, że gdzieś zaginęła. Mamy widokówkę ze Szczecina dostałam parę dni temu, za którą bardzo dziękuję.

U nas jest bardzo brzydka pogoda, przez dwa dni prawie bez przerwy pada deszcz. Basen jest już nieczynny, ale zdążyłam się w nim jeszcze pokąpać. Na biegi teraz nie chodzimy, bo pada deszcz, a magister na nas krzyczy, że za mało biegamy i na ćwiczeniach daje nam taki wycisk, że „aż, aż”. Ta sukienka, którą mi przysłałaś jest za krótka i jak przyjedziecie to ją zabierzecie, żeby babcia mi ją poprawiła. Jak przyjedziecie, to przywieźcie mi świadectwo klasy piątej, książki i zeszyty oraz to co mama pisała na kartce i adresy koleżanek, które są w brudnopisie od Religii, który jest tam gdzie pozostałe zeszyty. Ciekawa jestem, czy tato już naprawił samochód i czy przyjedziecie już 19, czy dopiero 20-tego. Jak się czujecie, czy nikt nie choruje, szczególnie babcie i dziadkowie. U mnie nic się nie zmieniło, czas mi szybko leci, jestem tu już 37 dni i dostałam 12 widokówek, 12 listów i trzy paczki.

W piątek byłam na specjalnych ćwiczeniach wytrzymałościowych, wyniki tych ćwiczeń nie są złe (tak mi mówiła ta pani), dmucham już trochę więcej bo 1300.

Przedwczoraj dostałam kartkę od wujka Aleksa, do domu wracają 13-tego, pogodę mają dobrą, dużo zwiedzają, tylko jeszcze nie dotarli do tego klasztoru nad Wigrami. Na razie jeszcze ani razu nie odwiedzili mnie Jurek z Heleną, ale myślę, że w tym tygodniu jeszcze wpadną.

Na tym kończę ten list, pozdrawiam Was wszystkich. Czekam na odpis – Beata.

P.S. Adresy koleżanek napisz mi w liście, bo chcę do nich napisać jeszcze na wakacjach. Przywieźcie mi ścierkę do naczyń i długopis chiński.

Kochani Rodzice!

Świebodzin 7.09.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za paczkę, którą otrzymałam dopiero dzisiaj. Szkoda, ze mama nie przysłała mi tego zielonego golfu i jakieś konserwy na biwak. Na biwak jutro nie jedziemy, dlatego bo nie ma samochodu i nie ma kto zawieź sprzętu, druh mówił, że w tym tygodniu chyba pojedziemy. U nas pogoda jest „taka sobie” raz pada deszcz, a raz świeci słońce.

W szkole na razie idzie mi dobrze i na razie nie podpadłam żadnemu nauczycielowi. Na razie żadnej lektury mi nie przywoźcie, jak będę potrzebowała to Wam napiszę.

Czuję się świetnie. Niedawno byłam po raz drugi (każdy chodzi dwa razy) na ćwiczeniach wytrzymałościowych, poprawiła mi się pojemność płuc mam 1400. Ja mamę wtedy dobrze zrozumiałam, ale jak doszłam do góry to Was już nie było. Bardzo podziękuj Przemkowi za te kamyczki i powiedz, że są wprost wyśmienite. Mam nadzieję, że tato do soboty zdąży naprawić samochód i przyjedziecie zgodnie z planem, jakby się coś zmieniło, to zadzwońcie.

Na tym kończę ten króciutki liścik. Pozdrawiam Was wszystkich gorąco i serdecznie, Wasze chyba kochane – Bebe.

P.S. Przepraszam za brzydkie pismo i błędy, ale muszę jeszcze odrobić lekcje, a jest godzina 20.15.

Kochani Rodzice!

Świebodzin 21.09.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za dwa listy. List od cioci Wandy też dostałam i pieniądze doszły, jeśli ciocię spotkacie to bardzo Jej podziękujcie.

Dzisiaj byłam na badaniach w spirometrii, na które wszyscy musza iść. To pobieranie krwi, o którym mówił doktor miałam już w poniedziałek, ale jakie są wyniki jeszcze nie wiem.

Czuję się świetnie, „wiszę” sporo i dużo jem.

Na tym kończę ten liścik, bo zaraz się „wieszam”. Pozdrawiam Was gorąco i serdecznie, Wasze wiszące – Bebe.

Kochani!Mam gips bez golfa. Zostało mi 57° na górze, a na dole to jeszcze nie wiem. Wyciągnęli mnie na 4 cm. Zasyłam pozdrowienia dla wszystkich, wasze zagipsowane – Bebe.

Kochani Rodzice!

Świebodzin 20.10.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za list, który otrzymałam już wczoraj, ale z powodu braku czasu odpisuję dopiero dzisiaj. Wczoraj też dostałam list od klasy, pisała go p. Ciupka. Ja do klasy napisałam list zaraz w poniedziałek, na razie do nich nie odpisuję, poczekam, aż odpiszą mi na ten list co go wysłałam w poniedziałek, bo na razie go nie otrzymali.

We wtorek było ważenie i ważę już 40,600, a przedtem ważyłam 40,300. Czuję się dobrze. Mniej się męczę i lepiej biegam.

Dzisiaj napisałam list do dziewczyny z Z.S.R.R., bo do naszej szkoły przyszły adresy i p. Anyszko kazał do kogoś napisać, bo jak nie to dostanie 2.

Ja podałam jej adres domowy, więc się nie dziwcie jak jakiś list z Z.S.R.R. przyjdzie.

Jak przyjedziecie to przywieźcie mi torbę na książki, żebym miała gdzie książki zapakować. Na tym kończę ten liścik. Pozdrawiam Was mocno, mocno, mocno, Wasze uśmiechnięte – Bebe.

P.S. Przepraszam za pismo, ale śpieszę się na ćwiczenia.

Kochani!

Świebodzin 4.11.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za list i za paczkę, którą otrzymałam 2.11., ale że nie miałam czasu odpisuję dopiero dzisiaj.

U nas jest bardzo brzydka pogada, cały czas pada deszcz. Czuję się dobrze, trochę znowu przytyłam ważę 41,100. Biegam już lepiej, przebiegnę całe kółko i wcale się bardzo nie męczę. Dlaczego nie przysłałaś mi wkładu chińskiego, a tym co teraz piszę jest mi niewygodnie. W szkole jakoś mi leci, dzisiaj dostałam piątkę z polskiego. Powiedz p. Kołodziejskiej, żeby spytała się klasy, jak z tym pisaniem listu. […]

Na tym kończę ten liścik. Pozdrawiam wszystkich. Trzymajcie się!!! – Beata.

Moi Kochani!

Świebodzin 12.11.78 r.

Bardzo Wam dziękuję za list, który dostałam już w piątek. […] W szkole jakoś mi leci, w czwartek dostałam -5 za prowadzenie zeszytu. Przed tym sympozjum na oddziale cały czas sprzątają, dali nam nowe koce, założyli nowe karnisze, nowe sztory i firany. Nasza siostra oddziałowa przed paru dniami wróciła już do pracy. Czuję się bardzo dobrze.

Przed wczoraj dostałam też list od Joli Borak i Asi. Jak przyjedziecie to przywieźcie mi cukier, smalec i coś dobrego.

Na tym kończę ten liścik. Pozdrawiam was mocno i serdecznie – Beata.

P.S. Przepraszam za brzydkie pismo, ale piszę przy niskim stole i jest mi niewygodnie.

Kochani!Jestem już po zabiegu. Czuję się dobrze. Przyjedźcie 14.12.78 r.

Pieniądze od cioci dostałam 5.12.78 r. Pozdrawiam was – Beata.

Cóż dzisiaj porabia ta dziewczynka z listów? Niestety, wielkimi krokami zbliża się do magicznej daty lat 40-tu. Po opuszczeniu świebodzińskich murów zaczęła w końcu naukę w „normalnej” szkole w rodzinnych Gryficach. Zdawszy maturę znowu wyjechała „w świat”, a ściślej do Torunia, gdzie ukończyła bibliotekoznawstwo i informację naukową na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Ma szczęście od 15 lat pracować w wymarzonym przez siebie zawodzie nauczyciela-bibliotekarza. W życiu oprócz Rodziców, przyjaciółki Asi, towarzyszy jej trzech kochanych facetów: w 1986 roku pojawił się Jerzy, który dwa lata później awansował na prawowitego małżonka – jak dotąd jedynego, w 1989 dołączył do nich Jasiek, dzisiaj już licealista, mający bardzo poważne zadatki na drugiego historyka w rodzinie, a w 1995 roku – Adam, nie mający sprecyzowanych zainteresowań, za to nieograniczone możliwości. Swoje „rodzinne gniazdo” uwiła w Gryficach, dwie przecznice od domu Rodziców. Mimo postanowienia, że po wyjeździe z LORO nie będzie się już nigdy zajmować swoim kręgosłupem, on nie pozwala o sobie zapomnieć i coraz częściej zmuszona jest korzystać z rehabilitacji i podróżować do kurortów. Chociaż trapią ją jeszcze inne zdrowotne dolegliwości, na razie trzyma się całkiem nieźle, dzięki przymusowej gimnastyce nadal, choć nieraz z trudnością wciska się w rozmiar 38-40, nieliczne zmarszczki potrafi ukryć pod makijażem, a 2 znalezione siwe włosy przykrywa warstwą szamponu trwale koloryzującego.

Coraz częściej zastanawia się, czy zamieniłaby swoje życie na inne? Kim by była, gdyby nie ten swoisty „dar od losu”, z którym przyszło jej się zmagać od piątego roku życia? Czy byłaby tylko rozkapryszoną jedynaczką, czy też starałaby się z otwartością i życzliwością podchodzić do spotykanych ludzi? Czy doceniłaby, że każde spotkanie ubogaciło ją i dało jej różnorodne doświadczenia? Czy wiedziałaby, że nie ma kaleki, jest człowiek, i tego uczyła własne dzieci? Czy umiałaby dostrzec te chwile szczęścia, które jej mimo wszystko nie ominęły? Czasami ma wrażenie, że limit dzielności i odwagi wykorzystała w dzieciństwie i dlatego codziennie musi na nowo uczyć się niezbędnego do życia optymizmu.