FRAGMENT PAMIĘTNIKA TOMKA
Tomek o sobie…(fragmenty z pracy w konkursie na pamiętnik).
Jestem nienormalny, to dowiedzione. Nie palę, nie przepadam za alkoholem, zwłaszcza wytrawnym. Nie uznaję muzyki młodzieżowej (złośliwi koleżkowie twierdzą, że w tej dziedzinie jestem „dwieście lat za murzynami”). Nie nadużywam wulgaryzmów, nie mówię o rodzicach : starzy, wapniaki, jareccy czy nietoperze, nie dolubiam płytkich dyskusji o dziewczęcych nogach, biustach i „temuż podobnież”. Potrafię porozmawiać z własną matką niemal na każdy temat, a poza tym nie robię i nie lubię wielu innych „typowych” rzeczy, które bez zastanowienia przypisuje się często zwolennikom długich włosów.
Są jednak rzeczy, które lubię. Lubię dobrą muzykę i tylko tak ją dzielę, bez szczególnego względu na to, czy to muzyka „poważna” (bzdurne określenie, nie ma muzyki niepoważnej, jeśli tylko traktuje się ją poważnie) czy jakakolwiek inna. Uwielbiam swing oraz niemal wszystkie pozostałe nurty jazzu, prócz nowoczesnej awangardy. Lubię też naprawdę dobrą piosenkę (zwłaszcza pod względem tekstu) i szczerze żałuję, że wbrew opinii niektórych krytyków, coraz rzadziej można ją usłyszeć. Zresztą może się nie znam. Z naszych piosenkarzy stawiam w kolejności : Młynarskiego, Santor, Połomskiego. Słowem : pierwotniak wsteczniak (jak to by było po łacinie?).
Z natury jestem samotnikiem. Czuję się zdecydowanie źle w grupie powyżej pięciu osób. Mimo pogodnego usposobienia bardzo lubię nieznacznie obserwować otoczenie, a przede wszystkim ludzi. Jeśli jednak chodzi o wypoczynek, to wymarzonym, choć raczej nieosiągalnym dla mnie miejscem jest las, w którym słychać szum drzew i wesoły śpiew ptaków, zamiast pijackich głosów chrypiących odbiorników „tranzystorowych sadystów”.
W wolnych chwilach zabawiam się pisaniem wierszy, a ostatnio szarad i szaradopodobnych. Zbiorek mam już spory i będę próbował zainteresować nim kogoś, kto prócz fachowych porad pomoże mi jakoś go wykorzystać.
Rejestr moich upodobań i zainteresowań nie byłby pełny, gdybym nie wspomniał o fotografii. Właściwie jest to moje główne hobby, choć nieco ostatnio zarzucone z braku czasu. Nie wystarczają mi już obrazki typu „ciocia Frania na tle starego fotela”, a poszukiwania nowości nie należą do najłatwiejszych. Drugie, po fotografii czy raczej próbach fotografiki miejsce zajmuje motoryzacja. Nie tak jeszcze dawno ograniczałem się do zbierania zdjęć i danych technicznych pojazdów, teraz jednak konik ten przyjął poważniejsze formy, zresztą tylko samochód pozwolił mi na zmianę życia.
Na koniec wspomnę jeszcze o śladach filatelistyki i modelarstwa oraz o kolekcjonowaniu nagrań na taśmie i płytach ………
…….by wreszcie trafić do sanatorium w Świebodzinie. Ten to właśnie okres był najowocniejszy i najlepiej go pamiętam. Kilkakrotnie zamierzałem opisać te lata . ……..
……..W Świebodzinie skończyłem podstawówkę, przeszedłem całe liceum i zdałem maturę. Tam przede wszystkim postawiono mnie na nogi i uzyskano to, co nie udało się innym, czyli umożliwiono mi względnie swobodną egzystencję o własnych siłach, przynajmniej w obrębie domu.
Jeden z moich kolegów, pamiętając najpierwsze dni mojego pobytu w Świebodzinie opowiada, że byłem zupełnie nie do życia. Współtowarzysze zaczęli mnie więc „wychowywać” i trzeba przyznać, że nawet im się to udało. Metody mieli raczej średniowieczne, ale tak dalece skuteczne, że uwikłałem się nawet w pracę społeczną, do której nikt wcześniej nie potrafił mnie nakłonić, by wreszcie stanąć w charakterze prezesa na czele SKKT.